W poprzednim poście Lewis opisuje Rally Speedway, pierwszą grę, w jaką miał okazję grać na Atari, a więc i ja wrzucę tu… na razie listę 30 tytułów ważnych dla mnie (dlaczego tyle? bo nie mogłem zdecydować się na 20). Wybór postaram się uzasadnić indywidualnie, ale to już po kawałku, w kolejnych postach. A w tym po prostu podryfuję w okolicach tematu.
Co nie dla wszystkich czytelników teraz może być oczywiste, w zasadzie większość tych gier trafiła do mnie z pirackiej dystrybucji. Trochę “takie były czasy”, napiszę o tym parę słów za chwilę, bo to w sumie zasługuje na osobny wątek (ramach ciekawostki, zwróćcie uwagę, jak “żegna się” z użytkownikiem piracka wersja gry Prince of Persia).
Oznaczało to, że nie było ładnego pudełka, ani nawet okładki, a w szczególności nie było do nich instrukcji. O ile w przypadku Laser Hawk to niepotrzebne – lecimy w prawo i ratatatatata, o tyle z Ultimą III trochę się nabiedziłem, żeby odkryć choćby niektóre dostępne czary. A że w Screaming Wings można zrobić pętlę… no, tego nie dowiedziałem się za młodu wcale.
Na liście znalazła się też jedna z nielicznych kupionych przeze mnie gier shareware – Scorched Earth. Koncept shareware zakładał, że demonstracyjną, często ograniczoną wersję gry można było legalnie dystrybuować (np. ściągnąć z BBSu, czy skopiować od kolegi). Uiszczenie opłaty (tzw. rejestracja) natomiast dawała dostęp do pełnej wersji gry – i takiej już dystrybuować nie należało. Problem z tym modelem polegał na tym, że programy te najczęściej były wydawane w Stanach. Pomijając już kwestię kosztu (w końcówce lat 80-tych to samo 10 dolarów to dla amerykanina koszt obfitego posiłku w McDonalds, a dla polaka dwutygodniowa pensja), trzeba było jeszcze jakoś te pieniądze przesłać. Podobnie jak w przypadku dyskietek, ja pakowałem po prostu gotówkę w tekturę, tak żeby nie było widać, że podróżuje tam mój mały majątek, i czekałem (często ponad miesiąc, ze względu na sprawność poczty) na odpowiedź.
W ten karkołomny sposób, poza Scorchem, kupiłem jeszcze Wizard’s Lair II i emulator Atari, PC Xformer (swoją drogą, to jedyny emulator Atari w ramach którego dystrybuowane są oryginalne ROMy komputerów). Zanim koncepcja shareware zupełnie zniknęła, w połowie lat 90-tych kupowałem jeszcze sporo softu do FidoNetu, no ale tu już najczęściej korzystając ze starszych sieciowych kolegów, którzy byli lokalnymi przedstawicielami autorów.
Nie wymieniłem tu wczesnych sieciowych gier, typu Barren Realms Elite czy Legend of the Red Dragon, w które pograć można było wdzwaniając się modemem do BBSów, bo to zupełnie osobna historia, którą opowiem Wam, jak tylko skończę zupę…
Leave a Reply