Prawie cotygodniowe wizyty na giełdzie na Grzybowskiej w Warszawie miały tą zaletę, że wracało się z niej z kasetą lub dyskietką z „nowymi” grami. Nowymi oczywiście w cudzysłowie, bo często bywało, że gry te były już wydane kilka lat wcześniej w Stanach Zjednoczonych czy w Wielkiej Brytanii.
Ja, jako posiadacz magnetofonu z KSO Turbo 2000 od samego początku, nigdy niedoświadczony mękami, przez które przechodzili ludzie używający magnetofonu w normalu, kupowałem zazwyczaj składankę pirackich gier czy to od The Maraudera, czy to od innego pirata. W 1993 roku wielu z nich prowadziło już hurtową produkcję takowych składanek, a im bardziej w las, tym gorszej jakości one były. Mam tu na myśli nie jakość wykonania, ale zawartość. Zazwyczaj były tam jakieś gnioty sprzed 10+ lat, pojedyncze poziomy pociętych gier dyskietkowych, które zakańczały swoje działanie po przejściu owego poziomu, co czasem zajmowało parę minut. Nie wspominam tu już o dziesiątkach gier zrobionych Boulder Dash Construction Set czy Robbo Konstruktor. Widać było, że brakuje już nowości, a większość ludzi takich jak ja kupiło już starsze składanki.
Po przesiadce na stację dyskietek w 1994 okazało się, że składanek piratów na dyskietkach prawie nie ma, a wynikało to z prostego faktu: na kasetę w Turbo wchodziło więcej gier niż na dwie strony dyskietki. Przy składankach na kasetach, można było zawoalować niską jakość plików ich ilością. Przy dyskietkach grała rolę też ich cena oraz ilość ludzi, którzy mieli stację dyskietek w stosunku do ilości ludzi używających magnetofonów.
Składanek na dyskietkach nie opłacało się po prostu robić w takich ilościach jak na kasetach. Ale istniał inny proceder: nagrywania dyskietek na zamówienie. Wybierało się z katalogu tytuły (znowu opisane jako “ludzik lata w kosmosie, strzela”), a Pan Pirat nagrywał tych 10 tytułów które się wybrało “na poczekaniu”. Był to proces siermiężny, a do tego nie gwarantował jakości, ze względu na te nieszczęsne opisy w katalogach.
Doszedłem wtedy do wniosku, że zakup stacji był swego rodzaju błędem. Na kasecie w KSO Turbo 2000 mieściło się więcej programów niż na dyskietce. Dyskietki były droższe, a czas wczytywania nie był jakoś przesadnie szybszy od tego z kasety w Turbo. Oczywiście, był lepszy dostęp do plików, ale w sumie tak do pogrania to właśnie KSO Turbo 2000 wydawało się najlepsze.
Ale na to nałożyła się jeszcze jedna okoliczność: zaczęły wychodzić gry oryginalne, wydawane w Polsce. Mirage, LK Avalon, ASF i jeszcze kilku innych zaczęło wydawać gry i sprzedawać je wysyłkowo i na giełdach. We mnie uruchomiło wtedy się swego rodzaju poczucie patriotyzmu i nie chciałem kupować tych polskich gier od piratów, mimo tego, ze stolik w stolik stali ludzie sprzedający te same gry, jedni oryginalne, drudzy spiracone. Ja zacząłem kupować oryginały.
Okazywało się jednak, że „dobre bo polskie” nie działa tutaj do końca. Pojawiało się mnóstwo miernych komnatówek i jeszcze więcej gier logicznych prezentujących odrzucającą oprawę graficzną. Nie twierdzę, że nie było dobrych gier. Były: Robbo, Fred, AD 2044, Klątwa, Problem Jasia, Tekblast, Hans Kloss, Miecze Valdgira i inne. No ale była też cała masa gier, które nie powinny w ogóle być wydane jako programy komercyjne. Przytoczę tu przykłady takich gier jak Honky, Strzyga czy Easy Money. I nie chodzi mi tylko o grafikę. Proponuję obejrzeć gameplay lub samemu spróbować pograć w te gry.
Kupowanie oryginalnych gier zaczęło przypominać te niskiej jakości składanki od piratów.
Czy nadal myślę, że stacja dysków do Atari nie ma sensu? Nie, no bez przesady. Ale z punktu widzenia gracza, w połowie lat 90-tych magnetofon z Turbo mógł być lepszym wyborem. A co Ty o tym myślisz?
Leave a Reply