W latach 80. w Polsce oprogramowanie dla komputerów
czy to gry, czy programy użytkowe pozyskiwało się na kilka sposobów. W większości przypadków były to sposoby, których nie pochwalaliby autorzy pozyskiwanego w ten sposób oprogramowania.Nie wynikało to ze złośliwości pozyskujących. Większość programów powstawała na Zachodzie i skierowana była do zachodniego odbiorcy
jeżeli zestaw komputerowy kosztował kilkaset dolarów, to wydawca mógł spodziewać się, że program kosztujący 10 czy 20 dolarów nie będzie zbytnim obciążeniem dla kupującego.Dla klienta bloku wschodniego jednakże, takie 20 dolarów to był często ekwiwalent miesięcznej pensji. Poza tym nawet gdyby koszt był w jakichś warunkach do zaakceptowania, to problemem był również brak oficjalnych kanałów dystrybucji.
Programy więc zdobywało się, jak tylko się dało. Jednym ze sposobów było skopiowanie programu od znajomego, który taki program już posiadał i był z niego zadowolony. W przypadku taśm przydawał się dwukasetowy magnetofon, umożliwiający kopiowanie dźwięku nagranego na kasecie, a więc w ten sposób też danych w ich analogowej formie. Pod warunkiem dobrej jakości nagrania i dobrej jakości sprzętu czytelność tak skopiowanej kasety była przeważnie wystarczająca. Gorzej, jeżeli kopię robiono już z którejś kolejnej kopii.
W przypadku programów niezabezpieczonych (czyli wykorzystujących standardową metodę zapisu) można było taki program skopiować tzw. kopierem, czyli programem, który najpierw wczytał każdy z rekordów zapisanych danych do pamięci
tym samym odtwarzając ich właściwą cyfrową formę ze zmodulowanego dźwięku a następnie zapisał idealną ich analogową reprezentację z powrotem na nowej taśmie. Jednym z popularnie wykorzystywanych kopierów w tamtych czasach był np. program “Super Śmieć”, pozwalał bowiem wczytać nawet te rekordy, które miały pewne proste formy zabezpieczenia (np. niepoprawną sumę kontrolną rekordu).Innym popularnym źródłem były tzw. studia komputerowe. Były to prywatne inicjatywy, często realizowane po godzinach “zwyczajnej” pracy. Osoba z dużą ilością zasobów nagrywała czy to gotowe zestawy gier, po kilka na jednej kasecie czy dyskietce, czy też przyjmowała zamówienia na indywidualne kompilacje, składające się z tytułów, które zamówił klient.
Klient dokonywał swoich wyborów na podstawie opinii kolegów, informacji z prasy komputerowej (“Bajtek”, “Komputer”, potem dedykowane graczom “Top Secret” czy “Secret Service”) lub krótkich opisów z katalogów pirata, typu “ludzik chodzi po labiryncie, zbiera diamenty”.
Do gier oczywiście domyślnie nie było żadnych instrukcji, nie wiadomo było, jak w nią grać i o co chodzi. Jeżeli nie udało się tego wymyśleć w domu, to do niektórych tytułów za dodatkową opłatą można było dokupić opis, jedno- lub kilkustronicowy maszynopis, czasem ubogacony odręcznymi rysunkami, skopiowany na fotokopiarce wiele razy i często ledwo czytelny.
Leave a Reply