Dziś na naszych łamach gość specjalny – Daniel “dely” Koźmiński. Od 1998 roku prowadzi portal atari.area, jest grafikiem, koderem, a także pracuje nad ocaleniem i spisaniem historii wykształcenia się demosceny Atari.
Maciej Grzeszczuk: Zacznijmy od tego, że nie tylko interesujesz się historią wczesnej komputeryzacji, ale także aktywnie działasz w temacie. I jakbyś nam powiedział, co robisz?
Daniel “dely” Koźmiński: Oprócz interesowania się historią, biorę, a w każdym razie staram się brać udział w bieżącym życiu demosceny. Staram się coś tam raz na jakiś czas napisać. Biorę udział, przyjeżdżam i aktywnie uczestniczę w zlotach fanów, i to nie tylko Atari, ale różnych innych scen, zdarza się bywać na multiplatformowych party, takich jak na przykład Forever, jak Xenium. Chwalić się nie lubię, bo się nigdy nie chwaliłem.
Ja wiem, ale nie wszyscy wiedzą, że starasz się też robić coś, żeby nie tylko aktywnie uczestniczyć, ale także umożliwić innym zapoznanie się z historią. Co robisz w tym obszarze?
W tym obszarze, z tych rzeczy, które skończyłem, to jest kilka artykułów, które publikuję czy to na swojej stronie atari.area czy to w zinie takim wydawanym przez stronę speccy.pl. Tam opublikowałem trzy, czy cztery artykuły, dotyczące między innymi historii jednego z najciekawszych komputerów, praktycznie finalnego ośmiobitowego komputera którym był Commodore 128. Opisałem między innymi jego historię, kilka ciekawostek z tego w jaki sposób powstawał i jak doszło do tego, że prawie nie udało się go zaprezentować podczas oficjalnej premiery. Oprócz tego napisałem też artykuł o historii i działaniu stacji LDW2000, która jest o tyle ciekawym urządzeniem, że wszystkim wydaje się że to jest tylko napęd dysków do Atari, a okazuje się że tak naprawdę to jest praktycznie pełnoprawny komputer, tyle że bez wyjścia wideo. No i oprócz tego, przez ostatnie półtora roku, może dwa lata, publikowałem materiały które udało mi się zdobyć, dotyczące polskiej historii demosceny Atari. Publikowałem je na Facebooku, natomiast te wszystkie teksty są po prostu zbiorem luźnych materiałów, które miejmy nadzieję już wkrótce zmaterializują się w postaci większej publikacji, książki o początkach, powstaniu i rozwoju polskiej demosceny Atari.
Część takich materiałów, może już mniej zgrubnych, bardziej usystematyzowanych, można było przeczytać w undergroundowym zinie, który się nazywa dźwięcznie: “Kocmołuch”. Tam, w dwóch numerach, które dotychczas się ukazały, są moje artykuły o początkach demosceny. Oprócz tego, kiedyś zacząłem, ale prawdopodobnie nigdy nie skończę, bardzo dokładną monografię o firmie Atari, z naciskiem na to, dlaczego się nie udało i dlaczego to się nie mogło udać. Panuje bowiem powszechna opinia, że gdyby nie marketing, gdyby nie to, gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka, to by Atari tu dziś stało i byśmy z niego gadali, a nie z pecetów. No tak nie było i po prostu być nie mogło.
To ciekawe, to w ramach innej dyskusji bardzo chętnie. Ale powiedz mi, mówisz, że zacząłeś półtora roku temu, ale tak naprawdę chyba trochę wcześniej, już robiłeś takie podejście do archiwizacji kaset starych, pamiętam że był taki projekt, który rozpoczął się w ramach atari.area, ale trochę przygasł, to zmieniało się w czasie jakoś?
Mówisz pewnie o Tape Preservation Project, który tam rozpocząłem. Chciałem, może nie tyle wszystkie taśmy tam umieszczać i archiwizować, co wybrać te najciekawsze, takie z którymi albo użytkownicy w Polsce nie mogli mieć do czynienia, bo to były oryginały, które po pierwsze ukazywały się wtedy, kiedy o Atari w Polsce to mało kto słyszał, a po drugie, to raczej nikogo nie interesowały, bo to nie były gry zabijacko-napadalskie, tylko to przeważnie były programy edukacyjne, na pewno nie skierowane do szerokiego grona odbiorców. A to ciekawe, bo wykorzystywano w nich bardzo dużo konkretnych możliwości Atari, których zasadniczo żaden inny komputer nie miał, czyli na przykład mechanizmy, które automatycznie zatrzymywały i rozpoczynały pracę magnetofonu na podstawie tego co ludzie na tym komputerze robili. Atari ma kilka takich mechanizmów, typu Sync Marki na taśmie, które komputer potrafi rozpoznać podczas odtwarzania ścieżek dźwiękowych. To właśnie było ciekawe. Kilka takich rzeczy wrzuciłem. Poza tym, z rzeczy które były może bardziej niesamowite dla użytkowników innych komputerów, to są taśmy które miały ścieżkę dźwiękową na drugim kanale. Atari, jako jeden z niewielu, o ile w ogóle nie jedyny komputer, współpracuje z magnetofonem w stereo. Czyli jedna ścieżka jest przeznaczona na dane, tak jak w innych komputerach, natomiast druga zawiera tak zwany dźwięk towarzyszący, który – jeżeli jest to dobrze przygotowany, “zmasterowany”, materiał – to podczas wgrywania zamiast pisków i trzasków mamy normalny, czysty, ładny dźwięk, który umila piętnastominutowy czas oczekiwania. Także chciałem wybrać takie kasety, które były bardziej niezwykłe. Oprócz tego, udało się dostać od kogoś, nie pamiętam od kogo, chyba od Ryśka, zgrany materiał z “Radiokomputera”, który też był mniej standardowy, ponieważ tam podczas wgrywania dłuższego programu można było sobie pograć w mini-grę. Nie było to czymś często spotykanym. Chciałem wybrać taśmy, które które rzeczywiście różnią od masówki, tak zwanego “shovelwaru”, który się pokazywał od początku lat dziewięćdziesiątych w Polsce. No ale oczywiście czasu zabrakło. Może i chęci też. I na razie prace są zawieszone ostatnio. Dawno, dawno już nic nie wrzucałem.
No tak, to jest problem. Robimy na ten temat badania, często taka inicjatywa realizowana w pojedynkę jest może nie skazana, ale na pewno obciążona ryzykiem, że się inicjatorowi odechce, utraci zapał i kontynuacja się zawiesza na chwilę. Potem nagle mija 18 lat. A powiedz mi jeszcze, bo mówiłeś o Ryśku dzięki któremu dostałeś unikalne nagrania. W ramach pracy, którą robisz od 1.5 roku, jak w ogóle szukasz źródeł czy informacji? Jak szukasz dostępu do materiałów, które potem analizujesz?
Są dwie szkoły tego, jak się powinno pisać historię. Pierwsza, to jest taka na podstawie świadków, a druga na podstawie zdarzeń, które ludzie opowiadają. Ja zdecydowanie jestem za tym, żeby rozmawiać z osobami o których piszę i którzy stworzyli te produkcje, które będę starał się opisywać. Oczywiście, pierwszym problemem jest ich znalezienie, ale tu z pomocą przychodzą wyspecjalizowane portale, typu LinkedIn, GoldenLine, no i w ostateczności Facebook. W ten sposób znajduję osoby. Z tym wyciąganiem informacji o ich produkcjach, ich działalności 30 lat temu, jest bardzo różnie, ponieważ te osoby dzielą się na kilka kategorii. Pierwsza kategoria, najbardziej pożądana, to są osoby: “Tak, jak najbardziej, bardzo chętnie opowiem, cieszę się i w ogóle jestem zaskoczony, że kogoś to jeszcze w ogóle interesuje”. Druga kategoria, to są osoby, które pamiętają, ale trzeba bardzo je ciągnąć za język. Trzeba czasami czekać po pół roku na odpowiedź, kiedy coś odpowiedzą, zazwyczaj są to dosyć zdawkowe informacje i też trzeba bardzo tego człowieka trzymać za rękę, żeby nagle nie uciekł. I co chwilę się przypominać. Chyba rekord to na razie to, że na odpowiedź czekam – w połowie wywiadu od jednej osoby – chyba 1.5 roku. Bota sobie napisałem, który co miesiąc wysyła maila: “Co tam, co tam?”. No a trzecia kategoria osób to są niestety te osoby, które z zupełnie mi niewiadomych przyczyn nie chcą mieć nic wspólnego ze swoją przeszłością i nawet reagują dosyć opryskliwie kiedy się je po raz kolejny pyta grzecznie, czy chciałby parę słów opowiedzieć. Na szczęście, to jest najmniejsza grupa i czasem okazuje się, że znamy inne osoby, które też je znają, no i próbuję w jakiś sposób poprzez pośredników zmiękczać ich podejście. W jednym przypadku się już prawie udało, w drugim zupełnie nie. Ostatnia kategoria to są osoby, które bardzo chętnie by odpowiedziały, natomiast nic nie pamiętają. Sprawnie odpowiadają na maile, kojarzą jakieś tam fakty, kiedy im się coś przypomni, to: “A, tak! Coś takiego kiedyś robiłem! Natomiast niestety, nic po prostu nie pamiętam i bardzo chętnie bym Ci pomógł ale nie mam z czego, bo mam dziurę w pamięci”.
No tak, to właśnie między innymi po to rozmawiamy, żeby było potem było z czego składać historię. A ci nieprzekonani, na jakie argumenty najczęściej reagują, żeby się jednak zachęcić do rozmowy?
Ostatecznym argumentem, kiedy już nic nie działa, to jest powołanie się na dziedzictwo kulturowe. Ponieważ wchodzę w skład grupy, która zajmuje się ochroną dziedzictwa kulturowego, podparcie się argumentem, że kulturą dawnych komputerów, dawnego zorganizowania się i tych pierwszych prac, które dzisiaj już są oficjalnie uznawane za zjawisko kulturowe ludzie się po prostu interesują i będą się interesować. I bardzo szkoda by było, gdyby pamięć o początkach, o pionierach komputeryzacji w Polsce, pierwszych artystach cyfrowych, po prostu przepadła. Ponieważ w tej chwili to już są jedne z ostatnich lat, kiedy ci ludzie mogą jeszcze coś faktycznie pamiętać. Trzeba wiedzieć o tym, że początki polskiej komputeryzacji w tym kontekście były już blisko 40 lat temu i pierwszej działalności, powiedzmy pseudo-artystycznej. Wtedy była to działalność pseudo-artystyczna, w tej chwili już oficjalnie można powiedzieć, że to jest dziedzictwo kulturowe – to jest usankcjonowane, z pieczątkami i wszystkim. To jest ostateczny argument, kiedy już wszystko inne, czyli nostalgia, czy możliwość opowiedzenia koledze i wszystko inne już zawodzi, wtedy przydaje się ciężkie działo dotyczące dziedzictwa kulturowego.
Czasami pomaga danie linka do aktywnych forów internetowych, gdzie osoba, która przez 30 lat nie miała styczności z tym co robiła wcześniej, nagle widzi że jest powiedzmy tysiąc zapalonych użytkowników i oni non-stop pielęgnują pamięć i coś nowego tworzą na te komputery.
A czego szukasz? Jakiego typu materiałów szukasz i co dostajesz w ogóle, bo to niekoniecznie musi być zawsze to samo?
– Przede wszystkim szukam rzeczy, których jeszcze nie ma w Internecie. No to jest banał, prawda, bo zasadniczo można uznać, że już praktycznie wszystko zostało zgrane i nie ma czego szukać. Ale okazuje się, że mnóstwo osób z którymi rozmawiam ma, albo wydaje im się że ma, jakieś swoje rzeczy, które stworzyli, a nie puścili ich w świat. 30 lat temu nie było tak łatwo podzielić się swoją pracą i część pracy została tylko na kasetach czy dyskietkach twórców, albo jeżeli gdzieś poszła poza miejsce zamieszkania tej osoby, no to były jakieś albo małe giełdy albo jakieś kluby. Okazało się, że kilka takich zbiorów udało mi się dostać, czy to były dyskietki, czy kasety. Jeżeli chodzi o rzeczy poza autorskie, które pochodzą z bezpośrednich rozmów, to są to serwisy aukcyjne – przeglądam nowe aukcje i szukam samorobionych, ówczesnych pirackich kopii oprogramowania i widzę mniej więcej, gdzie mogą być ciekawe rzeczy, które nie zostały zgrane. Oczywiście tu nie chodzi o gry, bo gry z tej epoki, tak to nazwijmy, najprawdopodobniej już wszystkie faktycznie zostały zgrane i udostępnione, natomiast bardziej interesują mnie takie pirackie dodatki, które były umieszczane czy podczas ładowania, czy nawet podczas podczas samej gry. To też jest rzecz warta zarchiwizowania.
Jak już zdobędziesz takie nowe, unikalne kawałki, to jak to zachowujesz? Masz jakiś system, czy ten system – jeżeli jest – to jest pod Ciebie, czy on się nadaje, żeby gdzieś potem jeszcze ktoś z tego korzystał?
Nie, raczej nie mam żadnego systemu. Po prostu zgrywam. Mam folder ze zgrywkami, które trzymam i oznaczam tylko takimi krótkimi tagami, żebym wiedział, przede wszystkim, który to jest rok, kto był autorem i czasami sobie tam wpisuje miasto czy okolicę, w której to zostało wydane. W ten sposób pisząc tę historię szybciej znajduję materiały których szukam.
A same źródła, skąd ten program pochodzi w sensie jakim kanałem go uzyskałeś, z czyim pośrednictwem, czy z jakiego nośnika? Czy były jakieś problemy, czy on był rekonstruowany, czy po prostu zadziałał “od strzału”?
Nie, takich takich rzeczy nie zapisuję. Jedynie, kiedy robię jakieś modyfikacje w plikach, bo wymagają czegoś zupełnie nietypowego, to zachowuję sobie oryginalną wersję oraz poprawioną i gdzieś obok piszę, co było poprawione. Tak na przykład było w jednym demie, wymagało ono do przejścia dalej poślinienia palucha i dotknięcia portów joysticka, co powodowało określoną rezystancję na porcie. Po prostu ominąłem ten kawałek, wymagający tego niecnego czynu i zastąpiłem go naciśnięciem klawisza.
Jakich narzędzi używasz do pracy z takimi materiałami? Do ekstrakcji, potem do ich obróbki?
– Jeżeli chodzi o ekstrakcję, to zgrywam zwykłym magnetofonem WH Smith, to jest taki, powiedzmy, leżący mini-deck. Jest bardzo fajny, ma wszystkie możliwe wejścia audio, ma możliwość monitorowania tego co się wgrywa i oprócz tego ma wizualny, fajny wskaźnik wychyłowy, gdzie można podejrzeć od razu poziom tego, co jest wgrywane. Do wstępnej obróbki, powiedzmy naprawienia jakichś najprostszych błędów, które pojawiają się czy to podczas zgrywania, czy są uszkodzeniem na taśmie, używam Audacity. Zapisuję na początku do formatu WAV, i to co się ładnie da zgrać, z wykorzystaniem pakietów kr0tkiego i FUJI, konwertuję do plików cyfrowych, takich zdatnych do otwierania przez emulator.
I te narzędzia wystarczą? Czy one działają bez problemu czy trzeba jeszcze wiedzy, doświadczenia czy własnej inwencji żeby to zdekodować poprawnie?
Narzędzia same z siebie działają, natomiast wiedza jest potrzebna, ponieważ trzeba przede wszystkim wiedzieć w jakim formacie te nagrania. Często zdarza się też, że trzeba niestety eksperymentować z opcjami służącymi do wykonania plików CAS. Trzeba mieć słuch, żeby szybciej ocenić w którym miejscu to nagranie jest zepsute. Do tego są proste narzędzia, które w tym pomagają, także mając jakieś doświadczenie można na oko, patrząc na przebieg sygnału, zobaczyć gdzie jest źle i od razu ocenić czy można to poprawić. Przydaje się do tego też emulator Altirra, emulator Atari, który ma już od pewnego czasu opcję podglądania przebiegu fali i wyliczania sum kontrolnych i od razu pokazywania, czy ta suma kontrolna jest poprawna, czy tam coś się dzieje. Ale na pewno to nie jest proces dla osób, które przyjdą “z ulicy” i chciałyby sobie zgrać kasetę, zrobić z niej plik do emulatora i się nim pobawić. Niestety, wymaga to wiedzy i doświadczenia.
Czy masz jakieś specjalne przygody, wspomnienia, z jakimś specyficznie trudnym plikiem który udało ci się odzyskać?
Raczej nie. Pamiętam jeden plik, na którym mi bardzo zależało, który był w kilku miejscach uszkodzony. Na szczęście, bodajże były tylko trzy czy cztery miejsca w których plik uszkodzony, ściszony na tyle, że nie dało się zrekonstruować tej fali. Ale udało się, okazało się, że on był dwa razy nagrany, był nagrany z jednej i z drugiej strony kasety. W 2 z 3 przypadków udało się zastąpić uszkodzone fragmenty kawałkami nagrania z drugiej strony, a jeden po prostu przerysowałem, tak jak mi się wydawało, że powinno być. Chyba za dziesiątym razem udało mi się te fale namalować tak, że program się wgrał ok.
Pytaliśmy ostatnio ludzi, jakie możliwości i jakie problemy widzą w obszarze zachowywania takiego dziedzictwa. Pojawiały się odpowiedzi, że często inicjatywy cierpią na brak następców. Jeżeli są oparte o jedną osobę, to jeżeli tej osoby zabraknie, to cały projekt w pewnym momencie nagle znika z Internetu. Jak to jest w przypadku twojej pracy? Czy ktoś umiałby ją pociągnąć dalej? Czy masz to jakoś zabezpieczone?
Wydaje mi się, że akurat ten temat, historia polskiej – jak ja to nazywam – protosceny atarowskiej, jest na tyle niszowy, że ciężko byłoby znaleźć osoby które chciałyby się nim zająć. Raczej mało kogo to interesuje – domyślam się z odzewu na materiały, które publikowałem do tej pory. Te skrawki materiałów wszyscy lajkowali, cieszyli się, było sporo komentarzy, natomiast kiedy trzeba było dać jakiś odzew, typu poszukajcie w swoich zbiorach, czy w swoich pudełkach, czy nie macie jakichś kaset, nieważne jakich – nie szukałem niczego konkretnego, ale kilka razy pisałem na forach żeby po prostu podsyłać swoje zbiory, gdzie może coś być, a ja to zgram i odeślę – to odezwało się, na powiedzmy kilka tysięcy użytkowników i powiedzmy kilkaset osób unikalnych, które te materiału obejrzały, odezwały się 3 osoby. I to akurat nie były osoby, które te materiały czytały. Także wydaje mi się, że to jest na tyle niszowy temat, że ciężko by było znaleźć osobę, która by się podjęła tego, żeby dalej kopać. Bo to jest zwykłe, normalne kopanie. To nie jest tak, że te materiały trzeba tylko usystematyzować, złożyć i opublikować. Niestety, trzeba je czasami wyciągać ludziom z gardła. Tak jak mówiłem wcześniej, niektórzy mają wiedzę, ale nie chcą się bardzo nią dzielić, bo albo nie mają czasu, albo im się wydaje że nikogo to nie interesuje. W momencie, kiedy trzeba dać od siebie więcej, niż naciśnięcie guzika “Like” czy napisanie komentarza: “Fajne, kiedyś kiedyś też to oglądałem”, no to już się niestety zaczynają schody.
Ale parę osób jednak coś robi. Seban czy Piguła, oni dłubią też w starych kasetach i rezultaty udostępniają, więc może nie jest zupełnie tak źle, w sensie może ktoś jednak temat by pociągnął?
Na pewno Seban interesuje się, archiwizuje i opisuje te rzeczy w kwestiach sprzętowych, w tym obszarze lepszego specjalisty w naszym gronie nie ma. Poza tym, ma duże zacięcie, takie żeby wszystko bardzo dokładnie opisywać, to co opisuje na forum. Ale czy stricte początkami, takimi quirkami demoscenowymi, czy by się interesowali, nie wiem. Może tak, może nie. Na pewno to jest bardzo, bardzo niszowy temat, chyba nawet jeszcze bardziej niszowy, niż magnetofony.
Powiedz mi, czy coś w tym całym procesie Cię zaskoczyło, może masz jakieś ciepłe wspomnienia, z jakichś niespodziewanych wydarzeń?
Na pewno zaskoczyła mnie jedna rzecz, negatywnie. Kiedyś dostałem od jednego z takich naj- naj- naj- pionierów polskiej demosceny, czyli od Mura, informację, że znalazł kilkanaście dyskietek, ze swoich początków pisania i tworzenia na Atari. Wszystkie pięknie opisane, wszystkie oznaczone, otagowane i właśnie idzie na pocztę i mi wysyła. Byłem bardzo zadowolony, lepszej osoby i lepszych materiałów na pewno nigdy w życiu nie dostanę. Dostałem te dyskietki, zacząłem je zgrywać i okazało się, że one są niestety nie w formacie Atari, tylko formacie PC. I później okazało się, że wszystkie zostały nadpisane przez brata Muro programami w Turbo Pascalu, dyskietki mu były potrzebne do szkoły. Także to, to było największe zaskoczenie chyba. Jeszcze może to nie tyle moje zaskoczenie, co zaskoczenie osób którym czasami zgrywałem taśmy czy dyskietki. Okazywało się, że znajdują się na nich programy, o których oni kompletnie w ogóle nie pamiętali, że coś takiego robili. I dopiero później, po zgraniu, kiedy im przesłałem te programy, to okazało się, no tak, że faktycznie coś takiego było. Takim przykładem była jedna sytuacja, kiedy dostałem dyskietki od osoby, która pisała jakieś proste, ale fajne dema na Atari, a okazało się, że jedna dyskietka jest w formacie Commodore 64 i po zgraniu okazało się, że tam są też jakieś próbki prac, próbki dem i intr robionych przez tę osobę, o których on kompletnie w ogóle nie pamiętał, żeby w ogóle coś robił na Commodore. Okazało się, że robił i to fajne rzeczy.
Co byś chciał, żeby inni mogli się dowiedzieć z tych odzyskanych i opisanych przez Ciebie rzeczy, zarówno ludzie z demosceny jak i spoza niej?
Przede wszystkim, chciałbym żeby osoby, które będą się zapoznawać z tą pracą i z tymi rzeczami, które zarchiwizuje, przede wszystkim poczuły klimat tego, co było w głowach i jak działały te pierwsze kontakty. Jak wyglądały pierwsze prace osób, które dzisiaj zajmują się, na przykład, poważnym programowaniem i dużymi aplikacjami. Kopalnią wiedzy o tych czasach są tak zwane scrolle [płynące przez ekran napisy], z których składała się większość pierwszych dem. Jest to naprawdę wielka, ogromna kopalnia wiedzy. Już nie mówię, że żartów, ale na pewno wiedzy o tym, jak funkcjonowały osoby, które były pionierami cyfrowej sztuki. To, niestety, wymaga dużego zaangażowania, jeśli chodzi o oglądanie tych produkcji, bo nie każdemu chce się siedzieć i czekać, aż te wszystkie napisy przepłyną. Dlatego część scrolli, część zawartości tych tekstów, mam zgrane i też chciałbym kiedyś je udostępnić, bo oprócz tego, że w scrollach znajdują się informacje, kto daną pracę zrobił i na czym zrobił, to jeszcze znajduje się tam mnóstwo różnych, ciekawych historii. Opowieści, czy z ówczesnych giełd, czy z okolic miejsca zamieszkania autorów, czy ciekawe historie związane z komputerami i ich początkami. Także to jest taka rzecz, o której chciałbym, żeby się inni dowiedzieli. No i przede wszystkim, już tak ogólnie, jak programowało się, jak wyglądały produkcje, które miały na celu pokazanie umiejętności tych osób, które często były nastolatkami, uczącymi się pracy na komputerze bez praktycznie żadnej dokumentacji, o którą było bardzo ciężko. Jeśli się pojawiała, to nie dotyczyła takich kwestii, łamania ograniczeń sprzętu, wykorzystywania jego niedoskonałości, żeby uzyskać konkretne efekty.
A jak uważasz, w perspektywie kilku lat, co się uda osiągnąć, społeczności czy tym inicjatywom teraz, związanymi z UNESCO i z tematem zachowania dziedzictwa demosceny. Gdzie będziemy za 5 lat, jak Ci się wydaje?
Mnie ogólnie bardzo cieszy to, że coraz więcej jest takich inicjatyw. Nawet nie tyle poświęconych stricte archiwizacji, co bardzo mnie cieszą inicjatywy wychodzące do ludzi, z tą wiedzą którą się do tej pory udało się zdobyć. Odczyty, prelekcje, panele, czy to na targach komputerowych, czy na jakiś imprezach związanych z gamedevem, czy po prostu z grami. Od kilku lat na zlotach komputerowych, które były typowymi zlotami towarzyskimi, demoscenowymi, też zaczynają się pojawiać takie panele i to jest bardzo fajne. Wiedza była wcześniej przekazywana, od demoscenowców do innych demoscenowców, ale to cały czas była ta jedna i ta sama bańka, natomiast teraz widzę, że coraz więcej jest inicjatyw, które ludziom, że tak powiem brzydko “z ulicy”, pokazują, czym demoscena jest i jak wyglądały początki komputeryzacji jeszcze za czasów PRLu.
Gdybyś miał rozważyć możliwe sposoby prezentacji ocalonego materiału, bo można to robić na różny sposób, to czy twoim zdaniem jest jakiś jeden najlepszy?
Wydaje mi się, że to jest temat na tyle niszowy i wymagający przygotowania, że żeby całościowo to ogarnąć, to dla konkretnych grup trzeba przygotowywać konkretne prezentacje z dopasowaną dla nich treścią. Bo o ile dla osób zapoznanych, nawet z grubsza, z techniką komputerową, można dokonywać pewnych skrótów myślowych i oni to od razu zrozumieją, to jeśli mamy osoby “z ulicy” czy nawet, powiedzmy, “zwykłych graczy”, to trzeba ich w jakiś sposób wprowadzić w temat, wyjaśnić podstawy. Skąd się demoscena wzięła i jak wyglądała komputeryzacja dawniej. I niestety, tu już trzeba być bardzo precyzyjnym i nie można przesadzić w żadną stronę. Nie można za bardzo uprościć, ponieważ po prostu usną, a z drugiej strony, nie można od razu przechodzić w szczegóły, bo powiedzą “O matko, jakie wielkie piksele?! O czym ten pan tutaj opowiada?!”. Także wydaje mi się, że każda grupa powinna mieć jednak oddzielnie przygotowany materiał, pod względem i technicznym i poznawczym. Niektórych nie będą interesowały pewne zagadnienia, natomiast inni będą ich po prostu oczekiwać.
[16 grudnia 2023 rozmawiał Maciej Grzeszczuk. Ilustracja tytułowa pochodzi z “General’s Night Demo” z roku 1990.]
Leave a Reply